Historia banalno-prowincjonalna. O tym jak strach
potrafi dopaść nas znienacka, nawet we własnym łóżku. Przykłas pierwszy z
brzegu żeby zbyt daleko nie szukać.
Najlepsza żona pod słońcem wczoraj wieczorem udała się w końcu na zasłużony
odpoczynek po całym dniu pracy. W celu odprężenia postanowiła poczytać. Jak wiadomo powszechnie czytać
można różne rzeczy. I choć zwykle małżonka preferuje literaturę piękną to jak
na złość tego wieczoru do poduchy postanowiła poprzeglądać lokalne informacje.
Zapewne ktoś pomyśli co za głupi pomysł, informacje jako relaks? No proszę was
kochani, mówimy wszak o głębokiej prowincji, peryferiach cywilizacji. Cóż tu
może nas zaskoczyć? Wiadomości zdominowane wrzutkami o lokalnych utrudnieniach w ruchu spowodowanych
pogodą, czasem jakiś wypadek ze skutkiem śmiertelnym. Od czasu do czasu pożar,
wybuch wulkanu, lub sporadycznie jakieś psujące statystyki zabójstwo w afekcie
wśród emigrantów. Historie banalne o zasięgu mocno ograniczonym, no może za
wyjątkiem wulkanów, te mają zasięg jak Rewolucja Październikowa -
mieżdunarodnyj. No dobra, prowincja
prowincją a raz się zdarzyło że policjanci musieli użyć broni. Jakiś wariat
zaczął ostrzeliwać się z okien mieszkania na jednym z osiedli w mieście R. Negocjacje
jeśli były, nie przyniosły rezultatów innych jak podziurawieni: funkcjonariusz,
radiowóz i samochody mieszkańców na parkingu. Delikwent był zdeterminowany
więc trzeba było gościa unieszkodliwić.
Przebiegu całej akcji nie pamiętam zbyt dokładnie, zresztą lokalna prasa w odróżnieniu od kontynentalnych
standartów nie epatowała nadmiarem szczegółów. W każdym bądź razie operacja została zakończona
sukcesem czytaj: niedoszły eksterminator osiedla zamienił się w denata takiego
martwego całkiem. Policjanci biorący udział w akcji zostali objęci opieką
psychologa, a policja w prasie na drugi dzień składała kondolencje najszczersze
rodzinie napastnika żałując i opłakując gorzkimi śmierć jego... nie mogąc
odżałować że sami jako funkcjonariusze stracili niewinność, bo pierwszy raz w
historii tego kraju musieli użyć broni palnej przeciwko własnemu obywatelowi.
Czas jednak leczy rany więc powoli wszyscy zapomnieli o tym wydarzeniu, i znów
zrobiło się sennie i spokojnie, aż do wczoraj... W lokalnej prasie pojawiła się notka która zatrzęsła poczuciem
bezpieczeństwa zapewne nie tylko mojej drugiej połówki. Sprawa dotyczy
azylantów. Wsród całej grupy biedaków przybyłych tu z każdego niemal objętego
wojną lub dotkniętego biedą zakątka świata, ratujących własną skórę, trafiły
się dwa dość zagadkowe indywidua. Otóż osobnicy Ci po pierwsze nie posiadają
żadnych dokumentów, na domiar złego, za każdym razem podają sprzeczne informacje
dotyczące wieku, kraju pochodzenia czy chociażby tego jak się faktycznie
nazywają. Niezmienni natomiast są w głoszeniu swojego oddania i miłości do
ISIS, czego jak sami deklarują mają zamiaru
dowieść czynem i ofiarą, byleby tylko trafiła się okazja. Sprawa wyglądałaby na kuriozalną i zabawną w sumie, bo
te buńczuczne deklaracje te dwa czuby składają w urzędach z których otrzymują
pomoc i na policji. Tak, było by zabawnie gdyby nie jeden mały
szczegół. Policja po wysłuchaniu tych maniakalnych bredzeń radosnych kandydatów
do przelecenia pięćdziesięciu dziewic w w tym ich Raju, postanowiła dla dobra
społeczeństwa aresztować prewencyjnie idiotów, aż do wyjaśnienia kim są i skąd
ich faktycznie diabli przynieśli. Został więc złożony odpowiedni wniosek do
sądu, sprawa w toku, a tu radosna
niespodzianka. Sąd powołując się na jakąś bzdurę zwaną Kartą Praw Człowieka
zabronił odizolowania debili, uzasadniając swoją decyzję tym, że policja nie wykorzystała
innych możliwości jakimi dysponuje. Wskazując jednak w swej łaskawości na te
możliwości, Sąs uznał że są nimi: dozór, upomnienie i zakaz poruszania się pobliżu miejsc
gdzie mogliby komuś zaszkodzić..... Już
to widzę, jak gość w stylowym pasku z drucików i kostek trotylu czy tam innego
semtexu bierze do serca ustny nakaz policjanta i jego machanie palcem: Nu,
nu, nu ty niedobry, nie wolno ci tam wchodzić, a do oceanu też nie wolno bo
jest zakaz połowu dorsza środkami pirotechniczymi.... Zjedz hot-doga z
bekonikiem, bo głodny nie jesteś sobą... itd... Chociaż to by było w sumie
niegłupie. Z tym hod-dogiem. Po takim amerykańskim przysmaku, wejściówkę do raju diabli by wzieli, nadzieja na
łatwą pochędóżkę i winiacza z dzbana rozwiałaby się jak sen jakiś złoty. Wiec w sumie
może to ratunek dla Europy. Chcesz azylu – zjedz hot-doga (z bekonikiem).
Amen.