Pustka w głowie a za oknem
biało. Aż do wyrzygania. Znowu w nocy nasypało tego białego badziewia. Nie ma co marudzić, od listopada był czas
przywyknąć.... Tylko ile razy można skrobać te cholerne szyby w samochodzie.
Cholerna zima. Od piętnastu lat bawię w emigranta na tym kawałku skały i zawsze
więcej było deszczu niż śniegu. A tu proszę jaki zaskok. W tym roku jak u
Garczarka w pieśni ,, mróz za mordę wziął i trzyma” Nawet dzieci mają już dość
już tego syfu. Tęsknią jak gęsi za zieloną trawą i deszczem. Ale takim
padającym w miarę pionowo.
No dobra marudzę. Wiem.
Zrzędzę jak stara baba na czerwonego, a przecież na monotonię pogodową nie
możemy narzekać. Na przykład wczoraj i dwa dni temu padał deszcz. Ale nie taki
jak bozia przykazała tylko „deszcz na odwrót” Co to jest , zapytacie, „deszcz
na odwrót”? To taki, który jeśli już nawet zamienił się w kałużę, to nie ma
gwarancji że za chwilę znowu wam nie zleci na prosto na łeb, albo nie wleci pod
kurtkę od dupy strony wyrwany z tej kałuży podmuchem wiatru. A wiatr bywa
naprawdę wytrwały. Potrafi wiać równo kilka lub kilkanacie godzin. Potem dzień,
dwa względnego spokoju i znowu jazda. I
tak co dwa tygodnie w tym sezonie. Nie powiem, czasami bywa to nawet
interesujące. Na przykład dwa tygodnie temu sztorm przyniósł deszcz z rana, około południa burzę śnieżną, a
w porze obiadowej znowu lało. Stałem z kubkiem kawy w ręku na czwartym piętrze
budynku w którym zdobywam w trudzie i znoju środki na życie i podziwiałem wędrujące
w kierunku dachu krople wody wielkości ziaren grochu.. Jancio Wodnik
normalnie... i to bez sztuczek komputerowych. Zresztą co tam krople wody,
cienizna. Dwa dni temu typ z Grenlandii bawiąc wyspie nagrał filmik jak go
wiatr podrywa tak na półtora metra nad ziemię. Wystarczyło że rozpiął kurtkę i
odchylił poły. Zasadniczo wyglądał jak parodia ekshibicjonisty obdarzonego
supermocami, taki Super Ex. Ale to było dalej na północ, tu w stolicy, a
dokładnie w Mosfellsbær wiatr asfalt zwinął. Serio, bez lipy. Pozrywał kilkumetrowe
kawały nawierzchni z drogi. A drugą połowę Moso podtopił. A jak!! Równowaga w
przyrodzie musi być!
W czwartek do Londynu na
koncert Bonamassy, i tak połazić sobie po mieście wktórym nie ma śniegu. Pokazać starszemu
synowi cywilizację i kupić mu pierwsze w życiu glany. Mój Boże, zapowiadają że
będzie od 10-ciu do 13-tu stopni. Toż to islandzkie lato... chyba się rozpłaczę
ze wzruszenia. Byleby tylko żaden wyznawca „religii pokoju” nie odpalił w
pobliżu przenośnego teleportu do raju obiecanego przez proroka a będzie dobrze.
Do Londynu zabiorę Zorki 4 który jest wposiadaniu mojej rodziny od 1978 roku i
zrobił w tymże 1978 kupę slajdów w
Egipcie. Jest jeszcze na chodzie (chyba) więc poszalejemy. Dokupiłem do niego
światłomierz Gossen Luna Star F2, więc zobaczymy co te maleństwa potrafią.
Trochę to taki fotograficzny pakt Ribbentrop-Mołotow, ruski aparat i szwabski
światłomierz, oj, będzie się działo.
Po powrocie oczekiwanie na
święta i operację w połowie kwietnia. Trzydzieści lat po wypadku wymieniam
biodro na endoprotezę. Trochę jestem jak ta młoda panienka co to i chciałaby i
boi się, ale coraz to powracające bóle kręgosłupa i stawu skokowego w drugiej
nodze stanowią sygnał którego nie wolno bagatelizować. Dalej może być już tylko
gorzej. Uciekałem przed nożem ttrzy dekady, więc wystarczy może...
No comments:
Post a Comment